Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed kamerą oraz na scenie „aktorzy” i śpiewa, bo te dwie pasje w sobie ma!

Magda Jasińska
Tadeusz Seibert - chłopak z Malborka, którego do Bydgoszczy najpierw przywiodło „Serca Bicie” Zauchy
Tadeusz Seibert - chłopak z Malborka, którego do Bydgoszczy najpierw przywiodło „Serca Bicie” Zauchy Magda Jasińska
Rozmowa z TADEUSZEM SEIBERTEM, wkrótce absolwentem Akademii Muzycznej. Jest wokalistą solowym, występuje także z zespołami Trabanda i Goose Bumps. Gra w spektaklu Józefowicza, nagrywa płytę...

Jest Pan już absolwentem bydgoskiej Akademii Muzycznej czy o mało co?
O mało co… Jednym krokiem przed obroną, mam nadzieję, że już niebawem. Jestem po koncercie dyplomowym, nerwy już opadły, a teraz oczywiście obrona.
E tam, nerwy... Przecież to normalny koncert w MCK-u.
No nie, już sama świadomość, że na sali zasiada komisja, jest stresująca. Stres jest tym większy, że są w niej osoby, które patrzą na delikwenta przez pryzmat kilku lat i wiedzą, czego się można po nim spodziewać.
Co Pan śpiewał na dyplomie?
Śpiewałem w większości przeboje z nurtu, który mi się bardzo podoba, czyli funky.
Czuje się Pan bardziej muzykiem czy aktorem?
Te dwie pasje łączą się we mnie. Ja nie jestem typowym dramatycznym aktorem - kiedy „aktorzę”, to też śpiewam. Nie tylko gram w filmach i na deskach teatrów, ale przede wszystkim śpiewam.
Chociaż takie zamierzenia były, żeby trafić do szkoły aktorskiej?
Tak, zamierzenia były i niczego jeszcze nie wykluczam. Na razie jednak postanowiłem dać sobie rok na odpoczynek i przemyślenie, w którą stronę chcę pójść.
Był taki moment w Pana życiu przed laty, kiedy zwiedził Pan różne programy, jak „Szansa na sukces” czy „Must be the Music”. Czy to były ważne programy?
„Szansa na sukces” owszem, bo dzięki temu programowi śpiewam dziś z zespołem Trabanda, oni mnie wyszukali. Powiem szczerze, że wszystkie te programy mogą dużo dać, ale i zabrać, zawsze trzeba się liczyć z tymi konsekwencjami. Mnie bardzo dużo dały występy przez wiele lat w programie „Od przedszkola do Opola”, w którym występowałem w chórkach jako chłopiec śpiewający w zespole Balbiny. Na pewno to są nerwy. Zawsze, jeśli jest jakaś komisja, która cię ocenia, to już nie jest normalny występ.
Zawsze podkreśla Pan, skąd pochodzi…
Chwalę się, że pochodzę z Malborka. Nie ukrywam, że jest to moje ukochane miasto.
A co Pana przywiodło do Bydgoszczy - festiwal Zauchy?
Początkowo tak, próbowałem się jeszcze przed studiami dostać na festiwal „Serca Bicie”. Później mój kuzyn Adaś Lemańczyk, który też tu kończył jazz na fortepianie, zachęcił mnie do wybrania bydgoskiej uczelni. Mimo że początkowo dość sceptycznie podchodziłem do studiowania śpiewu, dziś nie żałuję. Studiowanie na Akademii Muzycznej to nie tylko nauka, ale i też kontakty, które bardzo dużo dają. Nie ukrywam jednak, że aktorstwo mnie zawsze kręciło i tego tematu nie zamykam, bardziej myślę jednak o eksternie, ale czas pokaże.
Mam takie wrażenie, że dziś Pan próbuje różnych stylów i różnych dróg kariery artystycznej. Czy nie nadszedł już ten moment, żeby coś wybrać?
Z aktorstwa nie chciałbym nigdy zrezygnować, a jeśli chodzi o wokalistykę jazzową, to rzeczywiście jest bardzo pojemny worek. Ja już w głowie mam swój styl, który chciałbym rozwijać.
„Legalna blondynka” w Teatrze Variete w Krakowie to też fajna przygoda. Czy to było Pana pierwsze zetknięcie z reżyserem Januszem Józefowiczem?
Tak, to było pierwsze spotkanie. Nie powiem, było dużo emocji, ale poznałem wspaniałych ludzi i ta przygoda wciąż trwa.
To Pan tak jeździ między Bydgoszczą i Warszawą, w której Pan teraz mieszka, a Krakowem.
W Krakowie fakt, że tych spektakli mamy coraz mniej, ale 25 czerwca jeszcze zapraszam na kolejny spektakl „Legalna blondynka”.
Zespół Trabanda istnieje?
Tak, czasem jest trudno łączyć te wszystkie obowiązki. Mam nadzieję, że cały czas będę mógł się rozwijać na różnych polach, bo nie wyobrażam sobie siedzieć w miejscu. W Łodzi nagrywamy płytę i zawalczymy na festiwalu „Przebojem na antenę”, będziemy reprezentować Radio Łódź utworem „Taka sama”.
Lubi Pan taki energetyczny repertuar?
Tak, bardzo mnie fascynuje twórczość Jamesa Browna i o nim piszę swoją pracę magisterską. Sama muzyka, ale też i jego taniec, są to wielkie inspiracje dla mnie.
Kolejny zespół to Goose Bumps.
To jest grupa, która ma zaledwie dwa-trzy miesiące. To był pomysł Marcina Murata. Nie ma zbyt wiele grup rozrywkowych, które wykonują a cappella znane przeboje.
To jest nie taka łatwa sprawa, żeby zgrać sześć głosów?
To jest bardzo trudna sprawa. Tym bardziej że każdy z nas ma inny charakter i jest indywidualistą. Spotykamy się dwa razy w tygodniu i ćwiczymy.

Magdalena Jasińska zaprasza

do wysłuchania „Zwierzeń przy muzyce” na antenie Radia PiK w środę o godz. 18.10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!