Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki, piękny sen

Wojciech "Szczapa" Romanowski
Jakoś udało mi się dojść do domu, ale nie było łatwo. Dwa kilometry – dobre dwie godziny. Takiego tłoku Osiedle Leśne nie pamięta chyba od czerwca 1974, czyli dnia wizyty Ericka Honeckera, przywódcy NRD, w Bydgoszczy.

Co krok spotykam kogoś znajomego, rzucamy się w objęcia, ocieramy łzy szalikiem. Skąd oni pobrali te transparenty, skąd te pomysły na hasła, w chwilach euforii człowiek tak dużo dowiaduje się o kimś, kogo do tej pory miał za cichego jak myszka.
Płynie ludzka fala ulicą i śpiewa, krzyczy, triumfuje. Piękny to widok, bo nikt nie bluźni, nie obraża, nie złorzeczy. Tłum zwyczajnie się cieszy, ale jak się nie cieszyć, kiedy mamy taki sukces?

Współczuję trochę tylko tym, którzy – wbrew ostrzeżeniom dziennikarzy – przyjechali na Gdańską samochodem. Nie wierzyli, że stadion przy Gdańskiej pęknie w szwach? No to mają jakąś symboliczną karę. W godzinnym korku jest dość czasu na rachunek sumienia i żal za grzech niedowiarstwa.

Idę przez ten zgiełk, w głowie lekko szumią dwa piwa wypite z kumplami jeszcze ze szkolnej ławy i myślę, jak będzie wyglądał poniedziałkowy poranek w zakładach pracy? Przecież nie dla wszystkich wystarczy biletów na wielki finał. Dostaliśmy jako Bydgoszcz tylko 20 tys. wejściówek. Jeśli jeszcze fabryki coś dołożą do kosztów biletów, podstawią autokary, rzecz jasna, to i z 50 tys. by się przydało. Może zrobią komitety kolejkowe? A może pierwszeństwo będą mieli wierni kibice? Albo po dwa bilety na jednego pracownika i nie więcej, choćby bardzo chciał i był najlepszym kumplem kierownika zmiany? Nie mój problem. Ale się będzie kotłowało..

Szczęście, że PKP ma podstawić dwa składy. Bilety trzeba kupić, ale jakieś tańsze. No i ten klimat w przedziale, chyba lepszy, niż w autokarze o nudnym samochodzie nie wspominając. Już słyszę, jak pół wagonu ryczy: „Ktoooo pucharrr maaaaaaa? „ A drugie pół odpowiada: „Zawisszzaaa!!! Zawiszaaaa!!!”

No i ten powrót naszych chłopców już z pucharem. Szczelnie wypełniony nie tylko Stary Rynek, ale i wszystkie przylegające uliczki. Całe miasto faluje, z okien zwisają flagi, a prezydent – niczym zapiewajło – intonuje zawiszowskie przyśpiewki. I tak falujemy wzajemnie prawie do rana, czas w końcu przerwać imprezę, bo przecież słonce już wysoko na niebie, najwięksi niecierpliwcy idą na ranną mszę.

Doszedłem do siebie. To znaczy – obudziłem się. Jest rok 2014, a nie 1989. Zawisza osiągnął największy sukces w swej historii, ale oglądało go niewiele ponad tysiąc osób. Do Warszawy na Stadion Narodowy pojedzie ich pewnie jeszcze mniej. Wielkich zakładów już nie ma. Czas spadać na ziemię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!