Prawda jest taka, że, po pierwsze, to nie minister Piotrowska prowadziła auto, lecz jej mąż. Po drugie, Piotrowscy padli ofiarą złego oznakowania. W niedzielę przyjechali na obiad na Stary Rynek do „Katarynki”.
Wjechali zgodnie z przepisami w ul. Jezuicką i zaparkowali na tyłach Urzędu Miasta. Po obiedzie wrócili do auta i usiłowali wyjechać z Jezuickiej w Farną i dalej na Stary Rynek.
Okazało się, że są roboty i Farna jest zamknięta, a więc jedynym sposobem, żeby się wydostać ze ślepej uliczki było zawrócenie i cofnięcie się do ul. Długiej. Tutaj dzielny fotograf „Faktu” zrobił fotkę.
Pewnie bardziej czekał na to, aż Piotrowscy przyjadą na obiad ministerialną limuzyną z obstawą BOR. Rozczarowanie musiało być wielkie, bo po Bydgoszczy jak zawsze państwo Piotrowscy jeżdżą małym autkiem rodzinnym. I tak źle, i tak niedobrze.
Kto będzie w Polsce wiedział, że to roboty drogowe na starówce są winne i ludzie odpowiedzialni za oznakowanie, a nie minister od policji. No, nie będzie lekko naszej posłance, paparazzi będą ją tropić na każdym kroku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?